Grzegorz
A więc stało się... Wyruszyliśmy w bardzo ciekawą podróż, na szlaku której czekało na nas z pewnością wiele niespodzianek oraz cała masa przepięknych widoków.
Budapeszt,a raczej jego przedmiescia osiagnelismy dopiero przed 20 i stalo sie to kosztem prawie 11 godzin na motocyklu z dwoma przerwami na tankowania i paroma przerwami na parowanie interkomow..
Z Pełczyna wystartowalismy okolo 9.30 by na granicy w Barwinku pojawic sie o 14.30.Slowacja jak zwykle meczaca,a z powodu ciaglych policyjnych kontroli-bardzo wolna..srednia ponizej 60kmh
Dzis i jutro to tylko dni dojazdowe do prawdziwego rozpoczecia wyprawy ktora defakto rozpocznie sie w Sarajewie,w ktorym planujemy byc jutro wieczorem.
Pogoda od samego poczatku dobra,temperatura pomiedzy 18-22 stopni.Dzisiejsze tankowania
i koszt kwatery zamknal sie w kwocie okolo 50 euro nie liczac prowiantu zabranego z domu:)
Jutrzejsza pobudka zaplanowana na 7 rano, szybkie sniadanie, chwila na objazd toru Hungaroring i wyjazd w strone Sarajewa.
Paszport. Tak,on byl dzis bohaterem ale poki co wszystko od poczatku: wyjechalismy z Polski w szesc osob i co niektorzy maja nawyk wstawania o piatej wiec przelozylo sie to na cala grupe:) Pobudka byla zatem juz po piatej,sniadanie o 8.Co prawda odczyt alkomatu dwom osobom nie zgadzal sie ale zrzucili to na blad pomiaru a nie na jego"zawartosc":D O 9 wszyscy spakowani siedzieli na motocyklach zeby pojechac w strone toru Hungaroring,ktorego objechanie zajelo nam kilkanascie minut..po czym wydarlismy w strone autostrady. Na ringu Budapesztu nie zjechalismy w odpowiedni jazd co spowodowalo 40km straty-jednak szybka zawijka i znow bylismy na wlasciwej trasie.Po jakis 250km zameldowalismy sie na granicy wegiersko-serbskiej.Oczywiscie kontrola paszportowa byla tylko formalnoscia..jednak nie dla wszystkich..bo kolega Bartek zostawil wszystkie dokumenty i pieniadze w hotelu w Budapeszcie.. Zanim wogole pomyslelismy co dalej robic,cofniety z granicy Bartek,byl ju w drodze powrotnej do Budapesztu by sprawdzic czy dokumenty rzeczywiscie zostaly w hotelu..My w tym czasie pojechalismy w strone Belgradu,pozniej zwyklymi drogami na przejscie graniczne z Bosnia i Hercegowina i dalej w kierunku Sarajewa.. Po drodze niektorzy musieli wspomoc sie paroma malymi piwerkami by miec sile na dalsze pokonywanie coraz to ostrzejszych zakretow..:) Balkany wydaja sie byc coraz piekniejsze a tutejsi tubylcy naprawde mili i pozdrawiajacy wszystkich co chwila..Po przekroczeniu granicy serbsko-bosniackiej robilo sie coraz piekniej a tereny coraz bardzoej gorzyste,a co za tym idzie -zrobilo sie chlodno bo i godzina dochodzila juz do 18.. w Sarajewie zameldowalismy sie przed 21,przejechalismy przez zachwycajace miasto w piecioosobowej grupie,poczawszy od Starego miasta,pozniej przez super nowoczesne dzielnice..Mimo ze bylo juz ciemno to wciaz nie wiedzielismy gdzie bedziemy mieli nocleg..znalezlismy go dwa kilemtry dalej-skromny hotelik w ktorym sie zatrzymalismy a do ktorego tylko 30 minut pozniej dotarl Bartek z "paszportem"i saszetka,ktora czekala na niego w Budapeszcie.Zrobil dzis prawie 1100km czyli 450 km wiecej niz my, mimo to w sarajewie przyjechalismy tylko pol godziny po sobie,co oznacza ze srednia predkosc Bartka na 450km trasie wyniosla ponad 150km/h.. Do dzis zrobilismy z domu ponad 1200km.Od jutra zaczna sie juz prawdziwe gory a trasa bedzie wiodla do Czarnogory.
Dzien zaczal sie nie dla kazdego pogodnie..cyfry na alkomacie niestety wedle regulaminu nakazaly niektorym zostac troche dluzej w hotelu:)) Zatem w trojke ruszylismy na krotki objazd Sarajewa.Aleja snajperow przejechalismy na Stare Miasto.Wiezowce podziurawione od kul,strzepy buudynkow po pociskach altyrelyjskich-to efekt bratobojczej wojny balkanskiej..Sarajewo okazalo sie byc przepieknym miastem,gdzie na kazdym kroku widac mieszanke kulturowa i dlatego tez jest nazywane najbardziej azjatyckim miastem w Europie,gdzie katolicki kosciol sasiaduje z muzulmanskim meczetem,a kobiety w burkach ida bark w bark z kobietami o iscie europejskich nawykach. Nastepnie zwiedzilismy meczetu Gazi husrev-bega,kilka fotek na Starym miescie i wyjazd z Sarajewa w kierunku granicy z Czarnogora w Vukovce. Predkosci we wszystkich krajach balkanskich utrzymujemy na podobnym pulapie czyli 50-80 w terenie zabudowanym i 100-120 poza nim i jak do tej pory radary sie nas nie imaja:) Na granicy czarnogorskiej zameldowalismy sie kolo 13 .Granica panstwa przekraczana jest na prowizorycznym moscie z ktorego roztacza sie widok na rwaca rzeke Tara i z tego tez powodu juz godzine pozniej skusilismy sie na rafting,gdzie wywiezli nas 10km w gore rzeki po czym splynelismy ten odcinek po rwacej i niebezpiecznie wygladajecej Tary. Splyw trwal jakies dwie godziny po czym przywdziewajac wdzianka,w 10 minut bylismy gotow do dalszej drogi.. Udalismy sie w strone Parku Durmitor gdzie mielismy wjechac na okolo 2000m..trasa okazala sie jedna z najpiekniejszych w dotychczasowych wojazach.Ciagnela sie przez okolo 60km i wiodla przez niezliczona ilosc winkli i podjazdow,usiana kamieniami i przepasciami nie zachecala do przesadnego podkrecania manetki gazu.Na szczytach lsnil polyskujacy snieg,ktorego niezliczone poltorametrowe zaspy lezaly co pare metrow. Po przejechaniu calej przeleczy wyjechalismy w miejscowosci Żabljak i od razu pocisnelismy w strone miasta Niksic,do ktorego dojechalismy na nocleg dopiero okolo 20stej. Cala dróżka do Niksica byla nieprzyzwoicie rowna z asfaltem jakiego nie sposob uraczyc w Polsce,a to wszystko w scenerii wysokich gor i dobrze wyprofilowanych zakretow. Dzis zrobilismy tylko okolo 300km,co daje lacznie okolo1600 kilometrow zrobionych w trzy dni. Jutrzejszym planem jest zwiedzenie Ostrogu a pozniej odjazd w strone Albani i nocleg prawdopodobnie na wybrzezu albanskim.
Kolejny dzien wyprawy rozpoczal sie bez zadnych opoznien,wszyscy o dziewiatej byli juz na motocyklach. Ruszylismy w strone czarnogorskiego Monasteru Ostrog.Jest to klasztor posiadajacy cztery cerwkie i jest calkowicie wykuty w skale.Jest to najczesciej odwiedzane przez pielgrzymow miejsce kultu w Czarnogorze.Przechowywane sa tam tez relikwie fundatora klasztoru. Z Monastyru ruszylismy w strone Podgoricy do ktorej prowadzily rowniutkie winkle wiec drozka byla piekna i przyjemna.Stolice Czarnogory ominelismy obwodnica z ktorej droga prowadzila bezposrednio na granice z Albania .Przejscie graniczne w stylu ukrainskim lub ciut gorszym nie przysporzylo stresow-reczne wpisanie danych z paszportow i jedziemy dalej. Trzy kilometry dalej w miejscowosci Koplik skrecilismy w lewo w droge SH21 w kierunku Theth.Trasa ta zaliczana jest do trudnych a zarazem pieknych tras motocyklowych co bylo doddatkowym smaczkiem w wedrowce na 2000m n.p.m Droga z Kopliku ma okolo 68km i pierwsze 20km wiedzie przez doliny i nie jest zbyt kreta,zmienia to sie w drugiej czesci trasy gdzie zakretow jest coraz wiecej.Obecnie kolejne 20kilometrow jest wyremontowane i rowne jak stol.Na sam szczyt dojechalismy w okolo godzine skad rozposcieraly sie cudowne widoki na wierzcholki szczytow ktore dochodza do 2500-2650 m n.p.m. Powietrze stalo sie geste a temperatura spadla do okolo 12stopni. Dodatkiem do calej trasy jest szutrowo-kamienisty odcinek drogi ze szczytu do miejscowosci Theth,ktory wymaga ostroznosci i umiejetnosci motocyklisty,a na ktory to wybralo sie naszych dwoch kolegow. Zjazd byl szybszy i nie wymagal juz takeigo skupiania sie na jezdzie.Kolejnym etapem mialo byc wybrzeze albanskie do ktorego dojechalismy wieczorem okolo 19 godzinie.Przejezdzajac przez Szkodre-najwieksze miasto w tej czesci kraju,zatrwozylismy sie jazda tutejszych tubylcow,gdzie na drogach nie ma zadnych zasad,kazdy staje w dowolnym momencie na drodze,rowerzysci jezdza pod prad na rondzie,,ludzie wchodza przed motocykl a samochody skrecaja bez kierunkowskazow. Wybrzeze Albanii nie nalezy do zadbanych i nie zrobilo na nas wiekszego wrazenia.Mimo tego wieczorna kapiel w morzu byla obowiazkiem. Drogi w Albanii byly dosc dobre.kontrole policyjne sa dosc czeste ale my akurat ich uniknelismy.Do licznika przejechanych kilometrow doszlo kolejne 350. Oprocz malych nadwyrezen,nic powaznego sie nie dzieje,motocykle wciaz chodza i ciagniemy dalej. Jutro w planie Chrowacja.
Po nocy spedzonej w Albanii,okolo dziewiatej poprulismy przez Szkodre do granicy z Czarnogora w Shqiperii,skad chcielismy sie jak najszybcie dostac do wybrzezy by jak najszybcie poczuc orzezwiajaca bryze morska..Plany delikatnie zostaly pokrzyzowane przez pierwszy deszcz tej wycieczki.Chmurzylo sie juz od granicy ale padac na dobre zaczelo godzine przed dojazdem do Dubrovnika.Szybka akcja z zakladaniem kombiakow przeciwdeszczowych i mozna bylo jechac dalej. W desczu musielismy zachowac szczegolna ostroznosc bo tutejszy asfalt jest bardzo sliski.W takich warunkach dotarlismy do samego Dubrovnika-jednego z najpiekniejszych miast Europy.dzis to miejsce glownie turystyczne,w przeszlosci glowne miejsce handlu morskiego w Europie.Stare miasto Dubrovnika stanowi unikalny,zachowany w calosci uklad urbanistyczny sredniowiecznego miasta wraz z systemem umocnien obronnych. Zaczynajac zwiedzanie starego miasta bylismy pewni ze turystow bedzie malo-bylismy jednak w bledzie,ludzi byla masa.Ciezko bylo sie wcisnac nawet na jakikolwiek parking. Po 1.5 godzinnym obejsciu twierdzy,po wypiciu malego piwa 0.3l za 6 euro:-D,poszlismy w strone motocykli i odjechalismy w strone Chorwacji. jak to wyglada w przypadku chorwackich drog-cala trasa jest bajeczna,tym bardziej ze widziana z pozycji motocyklisty.Po drodze krotka wizyta w czarnogorskiej Budwie a stamtad juz prosto do Makarskiej,gdzie dotarlismy okolo 19stej po prawie 400kilometrowej dzisiejszej trasie. W centrum Makarskiej ciezko bylo znalezc sensowny nocleg totez udalismy sie do oddalej o 10km Baski-Vody gdzie ze znalezieniem chalupy nie bylo najmniejszego problemu. Tu bedziemy stacjonowac dwie noce,bedzie przy okazji miejscem wypadowym do innych atrakcji turystycznych. Maszyny wciaz chodza,nie ma zadnych klopotow z wyjatkiem wolnych obrotow beemki Darka,ktore wciaz sa zbyt niskie. Z kolei Beemka Irka nazwana dzis galareta:-D,chodzi coraz gorzej ale jak to bywa z niemieckimi maszynami-wciaz nie daje sie i wciaz jakos tam pracuje i raczej napewno nie zostanie w Chorwacji tylko wroci na kolach do Polski:-D
Po kilku godzinach snu,pobudka okazala sie trudniejsza niz to bylo zaplanowane wczesnie,stad wyjazd prezed dziewiata zamiast o planowanej osmej stal sie faktem. Z Baski Vody wyskoczylismy na nowy tunel po czym kierowalismy sie w strone Imotski zeby zahaczyc o dwa jeziorka:Modre i Czerwone.Ciekawostka Czerwonego jest to iz jego glebokosc wynosi 580metrow i dno jest 8 metrow poizej poziomu morza skad czerpie swe zasoby. Po jeziorach wybrallismy sie w strone bosniackiej granicy ktora przekroczylismy okolo 11,a z niej do kolejnego zaplanowanego miejsca dzielilo nas juz tylko 50km.Tym miejscem byl Mostar.Te wieloetniczne miasto szczyci sie swym glownym zabytkiem-XVIwiecznym Starym Mostem,wybudowanym w 1566r.W czasach wojny jugoslowianskiej zostal zburzony przez Chorwatow i odbudowany ponownie w 2004r. Ciekawostka mostu jest rowniez to iz mlodzi ludzie skacza z niego do wody dla udowodnienia meskosci.Stalo sie tak i dzis gdy mlodzi ludzie skakali z niego mimo duzej wysokosci do rzeki Naretw. Po zwiedzeniu mostu i Starego miasta pojechalismy do oddalonego o 30km Medugorje.Miejscowosc ta znana jest glownie majacych sie tu wydarzyc,objawieniom Matki Boskiej,poki co nie potwierdzonych przez Kosciol katolicki.Mimo tego do Medugorje ciagna wycieczki z calej europy ,w tym duzo z Polski. Z miasteczka udalismy sie bezposrednio nowiutka autostrada w kierunku Breli,przejezdzajac jednoczesnie przez piekne chorwackie wybrzeze..Dzis dzien jazdy na tym sie zakonczyl,by nazbierac sil do drugiej polowy wyprawy ktora zbliza sie ku koncowi.W sobote rano planujemy 700km traske z polnocy Chorwacji do Krynicy,skad dzien pozniej wyjedziemy do domu. Stan licznika na dzien dzisiejszy-2500km.
Dzien rozpoczal sie lajcikowo by zakonczyc sie dosc nerwowo:) pobudka jak zwykle wedle swojego mniemania ale wyjazd juz wedle regulaminu-max 9 rano. I bylo tez tak dzis,za pietnascie dziewiata kazdy byl na motorkach i ruszylismy w strone polnocy Chorwacji,oczywiscie wzdluz wybrzeza-omijajac autostrady. Pierwszym miastem byl Trogir ktory obeszlismy,zagladajac tez na stare miasto,prawde mowiac niczym znaczacym sie nie wyroznilo.Przy okazji trzeba dodac ze wszedzie sa setki motocyklistow,cale hordy motocykli z ktorych 90 procent do Bmw Gsy.dzis glownie mijalismy Niemcow i Austriakow ale widac bylo tez tablice litewskie,wloskie,chorwackie. Nastenym miastem na trasie byl Spli,Szybenik,Zadar.Z kolei w Karlobagu narodzil sie spontaniczny pomysl by odbic na Jeziora Plitwickie.Na odzew grupy nie trzeba bylo dlugo czekac bo decyzje podjely na prędce dwie osoby i wyjazd na jeziora stal sie faktem.Okolo 16.45 mielismy juz bilety w reku i czekalismy na stateczek ktory zabierze nas na kolejny przystanek,z ktorego wszystkei jeziora i w;odospady zwiedza sie z buta.Normalnie potrzeba 3 godzin na zwiedzenie jezior Piltwickich,nam zajelo to 1.5 godziny co oznacza ze pol trasy przebieglismy:-D,co nie oznacza ze cokolwiek ominelismy.Po prostu wszystko zobaczylismy w biegu.Mozna podsumowac:Kto byl na wodospadach Krka-niech odpusci sobie jeziora plitwickie,to podobne parki wiec raczej nie warto byc i tu i tam.Kompleks jezior tworza dwa zespolu polaczonych kaskadowo jezior,tzw.dolne i gorne,ktore sa zasilane systemem wod powierzchniowych,wsrod ktorych sa rowniez potoki. Mimo poznej godziny postanowlismy pojechac jeszcze na wyspe Krk,decyzja zostala jednoglosnie znow podjeta przez gro grupy,mimo cztech glosow na "nie"..-D Z jezior na wyspe mielismy juz tylko155km wiec nie zastanawiajac sie dlugo-pocielismy...trasa czesciwo wiodla serpentynkami co dodalo dodatkowego smaczku,bo to ostatnie serpentyny w czasie tego wyjazdu.Dzis mimo narzekan zrobilismy 550km ale wylacznie w gorskich trasach czyli kretych zakretach,Do tej pory na licznikach wybilo 2800km.Wszyscy bez otarc,choc jeden nie jest w stanie poruszac palcami,drugi ich nie zgina,trzeci ma krosty na tylku,czwarty odparzenia,piaty bol lokcia,szosty bole kosci ogonowej tak wiec norma-po 2000km nie istnieja wygodne siedzenia motocyklowe.reasumujac wyprawa to nie wycieczka wiec trzeba sie bylo nastawic na takie nieudogodnienia..Jutro objazd wyspy Krk i wyjazd w strone Polski.
Przedostatni dzien wyprawy rozpoczal sie wczesniej jak zwykle.Plan byl bowiem wielki-objechac wyspe Krk i odjechac w strone domu.Wjazd na wyspe odbywa sie imponujacym mostem ktorego konstrukcji defakto nie widac z pokladu motocykla i z tego powodu szukalismy przy wyjezdzie miejsca z ktorego mozna byloby trzasnac fote ogarniajaca caly most ale takiego nie znalezlismy.. Z pansjonatu ktorego wlasciecielka byla Niemka,odjechalismy okolo 8 z minutami.Jak na pusta cala Chorwacje ktora byla ze wzgledu braku sezonu-niemalze wyludniona-zatloczona wyspa Krk byla odstepstwem.Samochod za samochodem,sporo motocykli-to krajobraz wyspy w koncowce maja.Z powodu niedostaku czasu pojechalismy tylko do miejscoposci o tej samej nazwie co cala wyspa-Krk. Udalismy sie do portu i na plaze,ktore sa naprawde zachecajace ale do tych z Dalmacji im brakuje. Ciagnac sie w korku do wyjazdu z Krk szukalismy drogowskazow na Rijeke i Zagrzeb,roboty drogowe i objazd wydluzyly nam wyjazd o okolo 30km i wlasnie po tylu kilometrach znalezlismy sie na autostradzie.I w zasadzie w tym momencie wyprawa sie skonczyla..Droga na Budapeszt byla nudna z czestymi tankowaniami.Obwodnica Budapesztu i jedna pomylka w zjezdzie-jednak szybka zawijka na drodze jednokierunkowej i bylismy na swojej sciezce z powrotem. Pozniej tylko wypatrywac wyjazdu na Miszkolc,nastepnie Koszyce i aby do granicy z Polska o ktorej bylismy okolo19.30.Do ostatniego noclegu wyznaczonego na Krynice dojechalismy 30 minut pozniej.Dziesiejsza trasa byla wyczerpujaca bo nabilismy okolo 940km co stalo sie dziennym rekordem,oczywiscie nie liczas Bartkowego rajdu ktory liczyl 1100km.(zapomniany paszport). Ostatni dziesiejszy dzien powrotu do domow juz bez spinki zaczal sie kolo 8.30 rano.szybkie sniadanie i ostatnie 370km z Krynicy do Lublina,Łecznej i Trawnik.
Podsumowujac wyprawe jak zwykle w takim momencie mozna podac troche faktow i mitow:) Wyjechalismy w piatkowy poranek a wrocilismy w sobotnie popoludnie tydzien pozniej ,co razem daje nam 9dni. Kilometrazowo wyszlo 4400km a przekladalo sie to na rozne dzienne odleglosci poczawszy od 250 do 1100km. Dzielac wychodzi dosc duzo bo 480km na kazdy dzien! Motocykle jak i ich kierowcy wrocili do domu w nienaruszonym stanie,obeszlo sie bez niebezpiecznych sytuacji,Wyjezdzalismy w szecioro i wrocilismy w takim samym skladzie. Predkosci na zwyklych drogach dochodzily do 130km/h,na autostradzie do 14okm/h.. Motocykle byly rozne a co za tym idzie i rozne pojemnosci i rozne spalania..a wiec: Bmw r1200gs Triple Black i srednie spalanie okolo 5.5-6l. Bmw r1200gs LC ,spalanie 5.3-5.8 Bmw gs800,spalanie 4.3 Honda Cross Tourer 1200,spalanie 5.5 Bmw Rt 1200,spalanie okolo 6,5l Ktm 990,spalanie okolo 6.5-7 Przejechalismy przez Slowacje,Wegry,Serbie,Bosnie i Hercegowine,Czarnogore,Albanie,Chorwacje. Najpiekniejszymi krajami byla Chorwacja i Czarnogora,troche rozczarowala Albania i jej wybrzeze.Najbardziej przyjazni ludzie byli w Czarnogorze. Najbardziej obladowamy motocykl-Bmw Irka bo wiadomo ze kilkanascie konserw i pol domowej kuchni musialo wazyc..:) Najwieksze wrazenie na wiekszosci sprawily gory,poczatkowo te Czarnogorze i zasniezone wierzcholki,a pozniej gory przeklete w Albani,najbardziej surowe,niedostepne..i rzecz jasna ze cale wybrzeze Chorwacji. Z kolei najwiecej litrow plynow pomiescil kufer Krzyska,z powodzeniem zmiescilo sie okolo 10litrow..plynow:)-Cale szcescie ze celnicy nie kazali go otworzyc bo bylby posadzony o kontrabande:) Strat jako takich nie ma..kufry Bmw Rt-wypinaly sie i koziolkowaly na drodze-ale zadna konserwa sie nie uszkodzila:) Ceny hotelow i noclegow ksztaltowaly sie na podobnym poziomie,od 15 do 30 euro za nocleg ze sniadaniem za osobe.Niskie ceny zapewne sa nastepstwem niskiego sezonu,za miesiac bedzie z pewnoscia o 100 procent drozej.