Grzegorz
Dojazdówka jak zwykle jest mało interesująca ale przymusowa.. Robiąc 550 km dziennie trzeba czuć znęczenie ale nadal mozna delektowac sie jazda..Wyruszajac z pod Lublina okolo 9 rano niee bylismy pewni ze dzien zakonczy sie tak milo ale i tak niepodziewanie.Nie warto rozpisywac sie o przebytych kilometrach,o Barwinku pokonanymn dziesiaty raz,o slowackim swidniku i koszycach..wypadaloby jedynie wspomniec o 30 stopniowej spiekocie oraz o ulewie jaka spotkala nas w ostatnich 10 minutach jazdy,gdzie dojezdzalismy na pole namiotowe w okolicach Debreczyna. Siedem euro to cena za jedna osobe za peerelowski domek,jednak co lozko to lozko wiec nie marudzimy tylko spimy ;) Jutro zaczynamy wyprawe od "żelaznych wrót Dunaju"Rumuni...!! Wyruszyliśmy w szesciu ale lada dzien nasz skład ma sie uszczuplic do jedynie trzech osób! Dzis nasz kolega Krzysiek miał powaznie wygladajacy wypadek na trasie w Rumuni więc nie będzie żadnego opisu i zdjęć...:( Dzieki Bogu dochodzi do zdrowia i życzymy mu ZDROWIA i TYLKO ZDROWIA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Krzysiek trzymaj sie:) Trzeci dzień nie rozpaczal sie tak jak powinien,w glowie kraza mysli z wczorajszego wypadku.Na szcczescie ze szpitala splywaja nowe pozytywne informacje tak wiec mozemy choc na chwile zapomniec o tym co sie zdarzylo. Ruszylismy o osmej rano z rumunskiego miasteczka w strone przelomu Dunaju ktory od poludnia rozdziela Serbie i Rumunie.Przelom dostarczyl nam niesamowitych wrazen,w jednym miejscu ma tylko 15 metrow szerokosci i 85 metrow glebokosci co daje mu miejsce w czolowej trojce europejskich rzek i ich przelomow.Dokladnie to caly ten odcinek rzeki nazywany jest Zelaznymi Wrotami Dunaju. Pod koniec przelomu po serbskiej stronie widac twierdze Golubac . Po calodniowej jezdzie,zegary motocyklowe pokazaly 550 km zrobione tylko dzis i 1400 km zrobione od poczatku wyprawy,zostalo jeszcxze tylko 5500km i bedziemy w domach:) Jutro od samego rana eksplorujemy Macedonie.Park Movrovo ma byc jej glownym celem.
Dzień czwarty rozpaczal sie nolami kregoslupa i otarciami tylkow.D,jednemu tak zczerwieniala rakieta ze przez chwile rozwazal powrot do domu,jedak polska zasypka jest najlepsza na wysztsko:) Nocleg mielismy w Serbii przy granicy z Macedonia.Wstalismy o 7 by o 7.30 byc juz na motorach.Poczatkowo kierowalismy sie na Tetovo,pozniej Gostivar.Cala trasa ciagnela sie niemilosiernie ze wzgledu na dlugie,zakrety i wielka ilosc miejscowosci przez ktore jechalismy zazwyczaj z predkoscia 60-80km/h. Okolo poludnia wjechalismy Parku Movrovo,gdzie rozciagaly sie piekne widoki lacznie z osniezonymi wierzchlokami szczytow,co zawsze jest dodatkowym smaczkiem kazdego wyprawowicza:) dzis pokonalismy jedynie 350km,co jak na nas,jest wyniekiem slabym. Nad jeziorem ochrydzkim zameldowalismy sie poznym popoludniem,skad mielismy idealna baze do dalszej wedrowki. ALBANIA W PIGUŁCE Piaty dzien jazdy i znow jedynie 350km zrobione,znow malo ale i znow wiecej sie nie dalo:) Rano plany mielismy wielkie,dostac sie do Grecji kontynentalnej,zdolalismy jednak dojechac jedynie do okolic Sarandy skad juz rzut beretem do greckiej granicy. Wyjechalismy z Macedonii o 7.30 i aby dostac sie do granicy albanskiej musielismy objechac jezioro oochrydzkie.dwie godziny pozniej gladko przeszlismy kontrole graniczna i posuwalismy sie wglab kraju ktora dla wiekoszci Polakow to kolebka dziadostwa najwiekszego w Europie.Ci,co tak mysla sa w bledzie.Oczywiscie Albania w Europie nie bryluje ale wyglada na wciaz rozwijajaca sie.Oczywiscie drogi poza tymi glownymi sa slabe ale wiekoszc krajowych arterii nie ma czym sie wstydzic.Napewno rownajac ten kraj do np.Serbii i Macedonii,nie zostaje w tyle a nawet je przewyzsza. W kazdym badz razie mozna bez przeszkod tu przyjezdzac i odpoczywac bo wybrzeze albanskie poczawszy od Wlory do Sarandy jest cudowne ale o tym pozniej. A wiec jadac wglab kraju nie ma czym sie pochwalic,dziadostwo mieszane z nowoczesnoscia,nie mozna jednak sie bac bo i nie ma czego,ludzie sa mili i przyjazni.Albania cala pokryta jest mniejszymi lub wiekszymi gorami,najpiekniej jednak jest na wybrzezu miedzy miastami Wlora a Saranda.Tym 90km odcinkiem jechalismy non stop z geba otwarta i podziwjajaca widoki.Jazda motocyklem to sama przyjemnosc aczkolwiek 2999 zakretow jakie dzis pokonalismy,zmeczylo nas na tyle ze nie mamy sily na nic,procz kapieli w morzu:)) Dzis znow dwa razy spotkal nas deszcze,ktory musielismy przeczekac raz na stacji benzynowej,a raz na przystanku.Poza deszczem ktory nawiedza nas kazdego dnia,mamy tu upal od samego poczatku,termometry rano wskazuja 20 stopni,po poludniem 30. Wciaz jednak wypieki na dupskach pozwalaja na dalsza jazde,poki co nikt nie wraca:) tak wiec trzyosobowa ekipa jedzie dalej:) Dzis zegary w motorkach wybily kolo 2100km liczonych z domu.Na szczescie nic nie puka nie stuka,oponki zdrowe,nic tylko smigac:) Jutro wjezdzamy z rana do Grecji i ciagniemy do wawozu Wikos,nastepnie powrot na wschodnie wybrzeze i tarasa Parga-Vasiliki. Nastepne dni to juz beda wedrowki krajoznawcze polaczone ze zwiedzaniem starozytnych zakatkow:)
Dzień szósty niemalze od razu,bo po dwoch godzinach jazdy po albanskich drogach,rozpoczal sie na greckiej ziemi.Kontrola graniczna jak zwykle polegala na zgrabnym usmieszku,wymianie spojrzen,zapytania"Polonia?",odpowiedzi"yes" i jak zwykle mozna jechac..:) Z granicy do wazwozu Vikos mielismy jakies 180km ale trasa byyla na tyle pokrecona serpentynami ze zajelo nam to z 3 godziny.Obralismy kierunek na miejscowosci Aristi i Papingo i tez ich juz sie trzymalismy by nie stracic azymutu.Pierwsze chwile w Grecji byly dziwne..nie dosc,za w co drigiej miejscowosci fotoradar,to rowniez w co piatej sampochod policyjny.. nastepnym dzisiaj jeszcze nierozgryzionym watkiem jest wyludnienie ulic i drog.W polsce mamy Boze Cialo ale tu raczej nie bylo zadnego swieta..a czesc sklepow byla zamknieta a samochodow na ulicach bylo niepokojaco malo.Dla przykladu na trasie szybkiego ruchu w ciagu godziny mienlismy...10 aut...:/ A wiec pokonawszy wawow do poludnia obralismy kurs na Meteory,pocztkowo nie wiedzac co to tak naprawde jest.. Okazaly sie byc masywami,formacjami skalnymi z osadzonymi na nich klasztorami,ktorych jeest bodajze-5-7.Na kazdy masyw mozna dojechac samochodem,motocyklem -co staje sie byc prostszym w kontekscie zwiedzenia i zrobienia fotek:) Wlasnie po wykonaniu 200 zdjec:-D,odjechalismy juz w strone Delf,ktore zwiedzimy jutro.Po nich juz tylko Ateny i kanal koryncki. Dzisiaj nadszedl czas gdy pierwszy raz poczulismy trudy wyprawy a siedzenia zaczely byc uciazliwe,temperatury oscyluja w granicach 30 stopni co nie pomaga w jezdzie. w Grecji zaszokowala dzis nas cena paliwa ktora siega 7 zlotych. Koszt dziejszego kempingu dla trezch osob juz tez nie jest tak maly-60 euro.Dla przykladu wczoraj blisko morza i w supoer domu w Albani to koszt 20 euro dla trzech osob.. Zegary pokazuja juz okolo 3000km,do domu wciaz daleko-nadal okolo 3500km
Dzień siódmy i ósmy to dni w ktorych pierwszy raz podczas wyprawy odczuwamy trudy calodziennej jazdy motocyklami. Wychodzi z nas zmeczenie i zaczelismy pokonywac mniejsze odcinki bo dluzszych nie dajemy rady.Wczoraj z samego rana zwiedzilismy stanowiska archeologiczne w Delfach,gdzie do dzisiejszego dnia pozostaly ruiny swiatyni i teatru prastarego miasta.Same miasto wiekszego znaczenia nigdy nie mialo,slawe zawdzieczalo tylko mitologicznej wyroczni. Stamtad mielismy juz tylko okolo 170 km do stolicy Grecji gdzie po godzinnym przedzieraniu sie przez kdotarlismy na Akropol,gdzie w parnocie zwiedzilismy Partenon,Erechtejon,Swiatynie Ateny Nike,Propyleje,Odeon Heroda oraz teatr Dionizosa. Wszystkie budowle znajduja sie blisko siebie,obecnie w wielu z nich trwaja prace polegajace na przywroceniu ich do pelnego blasku. Po dwoch godzinach zwiedzania udalismy sie do Koryntu a dokladniej do Kanalu Korynckiego ktory jest kanalem wodnym laczacym Morze Egejskie z Morzem Jonskim.Dzieki niemu statki moga zaoszczedzic ponad 200 mil morskich podrozy wokolo Peloponezu.Kanal ma prawie 6,5 kilometra dlugosci i 24,6 m szerokosci,Z ciekawostek ,plan przekopania kanalu nakazal sam Neron,jednak dopiero rozwoj techniki umozliwil skonczenie budowy kanalu dopiero w 1893r. Pierwszy wczorajszy nocleg mielismy w okolicach Aten,dziesiejszy juz w okolicach Larisy.Obralismy kierunek na Turcje,do ktorej stopniowo sie zblizamy,planujemy wjazd do Istambulu we wtorek rano od razu po wschodzie slonca.Chcemy jak najraniej wjechac do wielkiej metropolii tylko po to by zjezdzic centrum oraz zobaczyc dwa najslynniejsze meczety swiata zanim korki stana sie zbyt uciazliwe w nieznanym dla nas miescie. Grecja okazala sie przepiekna,gorzysta,urokliwa,aczkolwiek nie powalila nas.Plaze w czesci kontynentalnej sa troche zaniedbane a infrastruktura dookola nich wciaz musi zostac poprawiona by przyciagnac jeszcze wieksze rzesze turystow.Zadziwilo nas to ze wczoraj w malowniczej miejscowosci 40km od Aten znajdowal sie tylko jeden hotel a w pierwszych liniach brzegowych wogole nie bylo pokoi do wynajecia.Mozliwe ze jest to zwiazane z tym ze sezon turystyczny zaczyna sie tu za dwa-trzy tygodnie.Jesli chodzi o nasze stolowanie sie to wciaz numer jeden w naszym dziennym menu stanowia polskie mielonki:-D,aczkolwiek raz na dzien fundujemy sobie jak przystalo na srodziemnomorskie klimaty-swieza rybke,ktora za kazdym razem jest wrecz idealnie przyrzadzona i smakuje oblednie. Ceny w Grecji za pokoje dla trzech osob to srednio koszt rzedu 40-50 euro za nocleg.Trzeba dodac ze to czas jeszcze przed zatloczonym sezonem. W miedzyczasie nasz kolega wciaz dochodzi do zdrowia w szpitalu w Rumuni i wciaz trzymamy kciuki zeby jak najszybciej wrocil do Polski...
Dzień dziewiąty i dziesiąty uplynal na dojezdzie do Istambulu do ktorego dotarlismy dzis czyli w poniedzialek rano.Z greckiego Aleksandropola wyjechalismy juz o 6 rano by zdazyc przed najwiekszymi korkami ale oczywiscie i tak one juz na nas tu czekaly..Jechalismy wzdluz morza Marmara,platna autostrada.O tym ze jest platna ,dowiedzielismy sie dopiero jadac nia,zaplacic nie mielismy jak bo platnosci sa wylacznie elektroniczne.Nie zdecydowalismy sie na proby poszukiwania odpowiednich punktow sprzedazy zatem do miasta wjechalismy nic nie placac no i mamy wciaz nadzieje ze nie wykryja tego gdzies w systemie na granicy..A jesli o granicy mowa to musielismy kupic wizy po 25 euro i przejsc piec kontroli dokumentow,niemalze jak na Ukrainie albo i gorzej. Wjezdzajac do Turcji nastawieni bylismy raczej negatywnie,uprzedzeni do samych Turkow jakni muzulmanow.Szybko zmienilismy zdanie jesli chodzi o sam wyglad drog,otoczenia..Wszystko jest w miare upoorzadkowane i czyste,zapewne na prowincji juz tak nie bedzie ale glowna trasa do Istambulu to nowoczesna dwupasmowa droga z setkami stacji paliw i ladnych domow wzdluz drogi.. Skapani w korkach,znow polskim systemem myslenia skrocilismy sobie stanie w nich i prawym dodatkowo platnym pasem posuwalismy sie do przodu przejezdzajac pod setkami kamer ,oczyiwscie nadal myslac ze jutro na granicy nikt sie do tego nie przyczepi.. Do samego zabytkowego centrum,gdzie tuz przy meczecie sultana ahmeta,mielismy zarezerwowany nocleg,dojechalismy w zasadzie bez zadnych przygod.. Stambul okazal sie super nowoczesna metropolia,oczywiscie zmieszana kulturowo jak i spolecznie,jednak obraz jaki zostal nam z dziejszego dnia to miasto tetniace zyciem,slynne bazary,jedzenie orientalne.Dzieki temu wszystkiemu mozna przez chwile poczuc sie jak w imperium osmanskim,niemalze jak sultan Sulejman-;D Dzis na wlasna reke wsiedlismy na statek plynacy objazdowo przez ciesnine Bosfor,co dalo nam obraz calego miasta. Z najwazniejszych miejsc ktore musowo zobaczyc w Istambule i ktore w trybie przyspieszonym zobaczylismy to meczet Hagia Sophia,meczet Bkekitny,Topkapi,kryty Bazar,Palac Dolmabahce,Hipodrom Konstantynopolitan,meczet Sulejmana,wieza Leandra,Most bosforski,meczet Ortakoy.Wiecej sie nie udalo ale i tak ogolnikowo poznalismy Istambul. Na zegarach motocyklowych juz ponad 4300km,co oznacza ze zanim wrocimy do domow,pokaza okolo 6500km czyli tak jak to bylo w planie. Poki co motory stoja sobie na ulicy,przypiete na wszystko co tylko sie dalo-:D,mamy wielka nadzieje ze rano beda nadal przypiete a nie zostana tylko same kola z lancuchami..
Wyprawa trwała pełne 12 dni,kiedy to zrobiliśmy 6000km. Najmniej jednego dnia przejechaliśmy 250km,najwiecej 700km gdy wracalismy ze Złotych Piasków z Bułgarii pod granice ukraińska w Rumuni. Wyjechalismy z domów w sześciu,dojechaliśmy w trzech.Spalilismy łącznie około 900 litrów paliwa i kilka setek oleju:) Każdy z nas zabrał średnio z domu 65kg bagażu.Noclegi kosztowały średnio 15 euro na osobe za noc. Temperatura powietrza w ciągu dnia oscylowała średnio w okolicach 27 stopni,co bezpośrednio przełożyło sie na średnio 20 krost na tyłku każdego z nas:)) Przejechaliśmy przez 10 państw czyli przez Slowacje,Węhry,Rumunię,Serbię,Macedonię,Albanię,Grecję,Turcję,Bułgarię,Ukrainę. Chyba największe wrażenie zrobił na nas Istambuł,delikatnie rozczarowała Grecja kontynentalna,z kolei Macedonia okazała sie tania i nieodkryta,a Albania piękna i atrakcyjna.Serbia niestety nudna,Turcja nowoczesna i zaskakująca. Konczymy wyprawe i szykujemy motocykle na nowe destynacje!