Wyprawy

Wyprawa do Gruzji

Dzień pierwszy

Wyprawa ruszyla nie sądząc ze bedzie co napisac w ciągu czterech dni drogi dojazdowej przez ukrainę,Rumunię,Bulgarię i Turcję Ukraina rozpoczela sie planowo,czyli przejście graniczne i wpychanie sie gdzie i jak mozna..wkrotkim czasie przekroczylismy polskie przejscie i ukrainskie okienko paszportowe-cieszylismy sie ze to rekordowe szybkie przekroczenie granicy..i stalo sie:)-drugie okienko przetrzymalo nas ponad godzine..Drogi glowne na Ukraninie sa dobre,przejezdne,znośne,rowne..i na tym kończy sie miły opis-wszelkie poboczne drogi to"jama na jamie"-doświadczylismy dziś tego na samych sobie.Dzień dzisiejszy to ciąg nieustajacych rozterek i zmian pogody.. Zaczelismy w upal by po kilku godzinach znalezć sie oku jak nie cyklona, to burzy i ulewnego dseszczu,większego jak wczoraj przeszedl na Trawnikami:) I wciaz by nie byloby co opisywac gdyby nie woda wdzierająca sie wszędzie,chlupiące buty ze stanem wody do polowy cholewek ...oraz rwące powtające potoki przeplywaace przez jezdnie-oczywiście jezdnie gdzie jama pogania jamę:) No i wlasnie jedna z tych rwacych rzeczek porwała autora postu:-D-zabierajac mu motor :)ziemia zmieszana z piaskiem do tej pory wyciągana jest z butów:) jednak nic poważnego sie nie stalo. o godzinie 8 w końcu dotarlismy do kamienia Podolskiego -dawnej Polskiej twierdzy,która skutecznie przez ponad trzysta lat bronił granic Reczypospolitej:) Jutro zmierzamy w stronę granicy z Rumunią

Dzień drugi i trzeci

Drugi i trzeci dzien to czas gdy zastanawiamy sie gdzie i po co jedziemy,czy to ma sens i po co tak daleko jechac:)-jednak zawsze tak sie dzieje podczas tras dojazdowych ,w tym przypadku Ukraina,Rumunia i Bułgaria to nuda . Dopiero dzis zaczelo sie cos dziac.. Z rumuńskiego hostelu wyjechalismy wczesnym rankiem,wczesniej jak zwykle bo juz przed siódma.Do granicy z Bułgaria mielismy tylko 10km.Widzac jednak 10 aut przed nami ,jak zwykle wpychamy sie do przodu bedac za moment pierwszymi:)młoda bułgarka z usmiechnieta twarza bierze od nas paszporty i odprawia,jednak jej zwierzchnik nie jest taki zadowolonyi pyta czy chcielibysmy byc na miejscu tych wszystkich samochodów ktorzy czekaja w kolejce?odpowiedziałem mu ze na kazdej granicy motocyklisci sa odprawiani poza kolejnoscia.zapytal czy jestem pewny tego :D-mowie mu ze tak i z grymasem na twarzy rowniez nas odprawil:) Po kilku godzinach jazdy dojechaliśmy do granicy z Turcją gdzie znow przeszlismy zmudne kontrole,sprawdzenie wizy tureckiej,ktora kupilismy przez internet za 20 dolców,pozniej kupienie winiety i oplacenie autostrady i...i deszcz. 10 minut ulewnego deszcze sprawilo ze znow jestesmy zmoknieci by w nastepnych paru godzinach wyschnac w temperaturze 30 stopni i przy silnie wiejacym wietrze. Do Istambulu wjechalismy okolo 16 po poludniu..tak napawde nie wiemy kiedy wjechalismy i kiedy wyjechalismy bo miasto ciagnie sie bardzo dlugo.z przedmiesciami i sasiadujacymi miejscowosciami ktore sa złaczone w jedna calosc,ma ponad 100km.kilkupasmowa droga wiodaca przez most bosforski jechalismy okolo poltorej godziny,gdzie trzeba zaznaczyc ze ruch byl plynny ze srednia predkoscia okolo 80km/h!!! Obecnie juz po azjatyckiej czesci czekamy na dalsza czesc drogi.Jutro w planie dotrzec na polnocne wybrzeża Turcji,pojutrze Byc moze dobrniemy do Batumi.Turcja jednak bedzie nam towarzyszyc dłuzej bo w drodze powrotnej jedziemy na południe Turcji oraz do Kapadocji:) Istambuł i wogole Turcja to numer jeden na naszej mapie odwiedzonych destynacji,wszelkie wyobrazenia jakie wiekoszc z nas ma,ma ukorzenienie w latach 80tych a dzisiejsza Turcja to piekny i nowoczesny kraj z bardzo dobrymi drogam.Istambul to cudowne miasto,gdzie nowocxesnosc styka sie z oriantalizmem,gdzie kuchania zaskakuje smakami a ludzie swoją otwartoscią.

Dzień czwarty i piąty

Czwarty i piaty dzien to wciaz droga dojazdowa do gruzji Wczoraj spalismy w Samsun nad morzem,skad dzis o 7 rano wyjechalismy w droge ktora mierzyla 550km.Trasa wiodla praktycznie samym polniocnym wybrzezem tureckim,moze nie było ono cudownie piekne ale napewno ładne,miejscami nawet bardzo:) nie mielismy zadnych kłopotow oprocz tego ze moj motocykl dwa razy wpadl w tryb awaryjny i przestawał chodzic,trzeba było go resetowac po czym wracał do normalnej pracy aczkolwiek nuta niepewnosci pozostała,człowiek sie zastanawia czy Gruzja nie będzie jego ostatnim domem:-D Od kilku dni chodzilo za nami Piwo..zimne piwo o ktore ciezko w Turcji,bo juz nie raz dostalismy odpowiedz-"moj szef jest muzułmaninem i alkoholu nie mamy"..dzis jednak w małej miejscowosci stanelismy na krotki odpoczynekm,ku zdziwieniu swoim zobaczylismy puste kraty piwa:),weszliśmy do malego sklepiku i oczom naszym ukazaly sie ugiete polki od alkoholu-:D..bedac w zgodzie z prawem po pierwsze kierowcy,po drugie muzulmańskim-wzielismy tylko jedno zmrożone piwo na trzech..sprzedawca chcial je nam zapakować w siateczke..myslimy sobie po co?-wezmiemy bez..ten widzac nasz grymas ,skrzetnie zawinal je w dziseijsza turecka gazete i mowi "ze tak bedzie lepiej wygladac,zeby nikt nie widzial":) Upojeni mroczna aura zakupionego piwa,niczym w czasach prohibicji,nadal trzymajac je w gazetowym zawiniatku-rozlalismy do trzech aluminiowych kieliszkow i przezylismy rozkosz:D Przy okazji około dziesieciu turkow zlecialo sie dookoła nas to patrazc na motocykle,to patrzac co tak rozlewamy..jednak wszystko skonczylo sie z usmiechami na twarzach i gestem pozegania:) Do batumi dojechaliśmy dopiero kolo 18 by jutro rano wyjechac w stone gór.

Dzień szósty i siódmy

Do Batumi dojechalismy dosc pozno bo po 18 miejscowego czasu a czas guzinski to nasz plus 2 godziny:) Batumi jest i oszalamiajace i smieszne i ponure..oszalamiajace bo budynki wziete niczym z filmu o Las Vegas,smieszne bo budynki te nie bardzo pasuja do mentalnosci Gruzinów i ponure bo czasem od drugiej lini zabudowan,czasem od trzeciej budynki sa jak po wojnie,i zeby nie obrazac tu gruzinów-jak slamsy.Tak wiec idac glowna ulica Batumi zobaczymy wszystko,od bogactwa po ubostwo.Widzimy restauracje i kawiarnie przepełnione goscmi z calego swiata i dzieci podkradajace gosciom kompot ze stołu,czego bylismy swiadkami. A wiec chcac zobaczyc kawałek batumi wybralismy sie na ich dania narodowe czyli m.in.na Khinkali tj.pierozki nadziewane miesem z rosolkiem w srodku-trzeba przegryzc ciasto najpierw by wypic rosolek po czym degustowac sie farszem:) pozniej przyszla na zupe Kharczo która swoim aromatem obłaskawiła nasze podniebienia:) Hotele w Batumi sa tanie,nasz pokoj byl na piatym pietrze 30 pietrowego drapacza chmur i kosztowal 150zł na trzy osoby,jedzienie w restauracji rowniez nie jest drogie-zestaw z dwoch piw,pierozki plus zupa kosztował 35 zł za osobę!! Plaże widzielismy jedynie wieczorem,szału nie ma ale woda była ciepła:) Nastepnego dnia z Batumi wyjechalismy w 350km przejazdzke do Mestji,miasta bajecznie połozonego w gornej Swanetii,wpisanego do listy Unesco.Poczatkowo zaczelismy od sniadania nad samym morzem gdzie rozbilismy swoj mini obozik,oczywiscie konserwa tyrolska i mozna jechac dalej:-D, Cała droga do Mestii to dziesiatki wodospadów i niezliczonych zakretow,100km przebylismy w 3 godziny co wskazuje ze nie latwa to byla droga. W drodze powrotnej zaliczylismy "gume",dziura wielkosci kilku milimetrow w tylnej oponie nie nastrajała nas pozytywnie,jednak zestaw naprawczy okazał sie po kilku latach wozenia w koncu czym niemal niezbednym,godzina w plecy i ruszamy dalej,a ze jest juz pozno to szukamu pierwszego napotkanego miejsca do spania. Guest House-widac na tablicy-stajemy!! dwie starsze kobiety niemalze szczesliwe gdyby zobaczyły Michaela Jacksona!:-D My miedzy soba rozmawiamy przy nich o gumie i ze warto byloby cofnac sie do wulkanizacji i dac dodatkowa latke-a one myslac ze chcemy zrezygnowac z ich domu-ze lepszego nie znajdziemy:) Ok,zdecydowalismy sie bez ogladania,cena za pokoj to 30zł od osoby,mowimy bierzemy!! Dopiero pozniej okazało sie ze lazienka byla w gospodarczych zabudowaniach,a kable elektryczne zwiazane na "ryja"od razu przy wannie:!-kibelek z innej strony zabudowan ale ogolnie wszystko czysto,w miare czysto:) sądząc po zabudowaniach,po obejsciu i po Woldze musiala to byc w czasach koministycznych jakas prominentna rodzina ale czasy koministyczne upadly i wszystko sie skonczylo:) Noc była niczym z horroru,burza niesamowita,zlewa nie z tej ziemi,wyszedlem siku na dwor a tam jedna z babek kreci sie po podworku,wiatr wiał jakby miało dach serwac:-D-szok:) jednak na ranem wszystko wrociło do normy,piekna pogoda,nowy zapał i ruszylismy dalej:)

Dzień ósmy

A wiec rano wyjechalismy od domu starych promintow z Wolgą na podworku:-D-i pognalismy w strone Tblissi i Stepanminda.Kierowalismy na fajnie brzmiaca miejscowosc"władywostok" by po kilku godzinach dotrzec pod kosiolek Cimnda sameba,widok przez kilka godzin zapierał dech w piersiach i bez watpienia mozemy mowic o jednej z japiekniejszych tras motocyklowych jakie objechalismy:) Na miejscu rozbilismy obozowisko poswod dziesiatek luzno wypasajacych sie wierzczowców i kilku psów który jeden towarzyszył na przec caly wieczór i cała noc. oprocz psa towarzyszyla nam czacza czyli gruziński bimberek dzieki ktoremu zasnelismy tak szybko i tak szczesliwi nawet przy nie sprzyjajacej pogodzie:) z doliny widac dwa szcyty-kazbek z 5033 m.n.pm i Uszba-4710,totez picie czaczy u podnoza takiach szcytow to byla prawdziwa uszta dla oczu:)

Dzień dziewiąty

Okolo 5 rano w namiocie przytlaczal nas chłod,okolo 7 wstalismy na dobre.godzinne pakowanie obozowiska i przed osma wyjechalismy z pod kabegi:) trzy godzinna droga do tblissi była formalnoscia ale i powtorka z pieknej przygody.Mielismy w planie dojazd do pomnika Matki Gruzji ale nie dosc ze nawigacja zle nas porpwadzila,na dodatek korki i upal okolo 35 stopni i dalismy sobie spokij z pomnikiem.Minelismy tblissi i ruszylismy w rure w strone miasteczka wykutego w skale-vardzia.mielismy tu okolo 400km ktore zajely nam okolo 9 godzin.z ciekawostek,to nie mielismy asfaltu okolo 50km,dodatkowo mielismy jak zwykle upal-ulewe i grad:) W Guest hosie zameldowalismy sie kolo19 by za 50 zł dostac nocleg,kolacje gruzińska z ryba ,wino oraz czacze-istna uczta,a to nie koniec-bo w tych 50zł jest rowniez sniadanie:) dzis na zegarach motocyklowych wybiło juz okolo 4200km i jutro juz wracamy do turcji w której kierujemy sie do Dark Canyon i kapadocji.

Dzień dziesiąty

Dzien dziesiaty rozpaczął sie w Gruzji gdzie po zankomitym sniadaniu w Vardzi i mieacie wykutym w skale,poprulismy bezposrednio na granice turecka do ktorej doejechalismy w godzinke.Prawde mowiac przecwiczyli nas jak małe dzieci,Gruzini puscili od razu,turcy poznecali sie nad nami,to tu to tam,tu karteczka tu stempel..pozniej delikatne przeszukanie i dron..maly dron ktory mialem w organizerze..to dalo im do myslenia i decyzja o skanowaniu motocykla..kolejne dluzsze chwile,kolejka,podjazd do urzadzenia skanujacego..na koniec stempelek i wyjazd..uff.. Miała to byc zwykla dojazdowka do Dark Canyon do ktorego i tak wiedzielismy ze nie dotrzemy..ale jednak droga jaka dis jechalismy to byla bajka..to nie bylo 50km bajkowej trasy..to byly 500 km czyli calosc jakie dzis zrobilismy od deski do deski.Krajobrazy zmieniajace sie co 100km,temperatury od 14 do plus 30,po drodze zlewa jak codzien,a po pol h upal-norma od 10 dni:) zaczelo sie wjazdem na 2500m i spadek temperatury do 14 stopni,pozniej mongoskie stepy a na koncu marokanskie czerwone gory Atlas,nic dodac nic ujac,przekroj drog z roznych stron swiata w pigułce. Wszystko bylo by jeszcze piekniejsze gdyby moj Gs nie zgasl dzis 10 razy:/ juz zaczalem wic sobie gniazdko w myslach do zamieszkania w Turcji-:D ale wszystko zmienilo sie gdy zamanilo nam sie umyc motory,pomojej przewrotce na Ukrainie okazało sie ze ułamał sie czujnik przepustnicy i prawdopodobnie on powodował błedy i blokowanie obrotów..oczywiscie w drodze tylko trytytka wszysto naprawi i tak bylo w tym przypadku,bedac pewnym ze blad juz nie zagosci z powrotem na zegarze-na ostatnim postoju na stacji paliw-znow sie pojawil i moto od razu przechodzi do trybu awaryjnego,trzeba zgasic jeszcze raz wlaczyc i jest ok na jakis czas:) no nic-aby do istambułu,pozniej łatwiej o jakiegos tira do polski:-D Poki co jedziemy i jutro kierujemy sie juz dark Canyon,po nim tylko kapadocja. Turcja oprocz cudownych krajonbrazów gosci na kuchnia ktora jest tania,dzis za podwojnego szaszłyka chyba z kozy,plus herbata turecka,plus woda zapłaclismy po 11 zł.. Ludzie sa naprawde mili,a jak usmiechniesz sie do nich pierwszy to pomachaja,usmiechna sie i kazdy jest szcesliwy:) Wszystkie streotypy ktore przywiezlismy ze soba z Polski-upadaja..to kraj nowoczeny,w miastach ultranowoczesny,z siecia drog bardzo rozwinieta,gdzie wieksozsc polaczen miedzymiastowych to dwupasmowe trasy,rowniutkie jak stół-ideal. Kraj gdzie nie ma sie czego bac,gdzie problemy siedza tylko w naszej głowie,bo ludzie jak ludzie-sa normalni,zadowoleni,usmiechnieci.. do tego mozna dodac ze wschodz kraju ktory dzis objechalismy,rowniez ma rozbudowana siec drog dwupasmowych..gdzie samochod pezejezdza raz na minute-a gdzie nadal buduje sie nowe drogi!!

Dzień jedenasty i dwunasty

Dark Canyuon-Turcja Z hotelu w wyjechalismy raniutko po sniadaniu,tak wogole gdy stanelismy w miescie to zjawiło sie momentalnie dwoch Turków z checia pomocy,jeden w oka mgnieniu juz poszedl nam zarezerowac pokój i juz zaprosil na herbate do swojego sklepu,nie pasował nam jednak brak parkingu totez za monent zjawił sie drugi Turek na motorze ktory tez w oka mgnieniu zadzwonił do drugiego hotelu z parkingiem,cena 150zł ze sniadaniem za trzech pasowała nam i za moment bylismy juz zanoclegowani:) nasteonego ranka popedzilismy do dark Canyon,o dziwo malo który Turek wie o nim cokolwiek,wydaje mi sie ze w ciagu kilku dni wiemy o nich wiecej jak oni sami:) 80 km ktor mielismy z hotelu, połknelismy w godzinke,a poczatek kanionu okazał sie wymagajacy,przepasci nad rzeka wzmogly adrenalinke ale dalsza czesc okazała sie juz lajtowa,kilka kilometrów wykutych w skałach tuneli to byl juz pryszcz.Całosc jednak na duzy plus. Trzeba przyznac ze Turcja jest naprawde atrakcyjna,ceny sa niskie,beznyna kosztuje okolo 4.50zl, problemem jest tylko moj motor ktory dziennie staje 10 razy,traci obroty i woada w tryb awaryjny,trzeba go zatrzymac,przekrecic na nowo zaplon i mozna jwchac dalej.Wazne zeby dojechac do istambułu,stamtad duzo tirów do Polski,jakos sie zabiore-:XD a tak na powaznie troche to jest stresujace ale jedziemy dalej:) Co kilkadziesiat kilometrów mamy kontrole to policyjne,to zandarmerii,Dzis mielismy kontrole własnie wojskowa gdzie żołnierze z karabinami sprawdzili nam dokumenty,wydaje sie nam ze sa to kontrole na trasach przerzutu uchodzcow,tym bardziej ze do syryjskiego Aleppo bylo dzis tylko okolo 300km.Sami mijalismy ciezarowke wypchana ludzmi ktorzy wszyscy mieli pozakładane chusty na twarze i na pewno nie bylu to tureckie kobiety w burkach:) teraz zmierzamy juz tylko do Kapadocji a potem kierunek na Lublin:)

Dzień trzynasty

Zmiejsca nacolegu do Kapadocji mielismy tylko 80km totez pomknelismy do krainy biegusiem oczywiscie super drózkami:) Jadąc do Kapadocji mieliśmy na uwadze kilka utartych i wczesniej uslyszanych gdzies uwag..Po pierwsze wyobrazalismy sobie ze to moze byc teren np.1km x 1km,po drugie widokowkowa lub bardziehj googlowska kapadocja kojarzyła sie z dziesiatkami balonow opalanych goracym powietrezem ktore gdzies tam lataja po niebie,ba-nawet myslelismy o takim locie.. Wszystko okazało sie zupełnie inaczej wygladajace,książkowo to obszar 600km kwadratowch ale dla nas-jezdzacych od formacji do formacji skalnych,było to mniej wiecej 20km x 20km,gdzie najdzieniejsze formacje skalne plus domy i kosciolki wykute w skałach sa w okolicach miejsciosci Goreme i pokrywaja obszar okolo 8x8 km kwadratowych-to tylko nasz niesubiektywny przelicznik:) Wszystkie skały sa pochodzenia wulkanicznego i zostaly wytworzone na przestrzeni tysiacleci.W sredniowieczu byl to raj dla pustelników ktorzy tworzyli tu swe domy i koscioly. Co do lotu balonem ,moglismy o nim tylko pomarzyc a balona nie widzielismy ani jednego:) Staruja one jedynie przed wschodem słonca by ów wschod zonaczyc w balonie..po godzinie,maxymalnie kilku ale juz przed 8 rano wszystkie sa uziemiane:) Zwiedzenie kadocji podobno zajmuje dwa dni,niektorzy przyjezdzaja na trzy,sa jednak tacy ktorzy maja tylko jeden dzien wolnego.My jak zwykle w przyspieszonym trybie zrobilismy to w 8 godzin:) czy duzo czy mało?napewno za mało ale widziec widzielismy i co zobaczylismy to nasze:) Jutro wyjezdzamy do domu w droge powrotna,wszystko co piekne szybko sie konczy,czas chwile podsumowowan:)

Podsumowanie

W siodlach spedzilismy lub spedzimy bo ciagle wracamy-16 dni. szesnascie dni na motorze to i mało ale i bardzo duzo:) Codziennie robilismy od 250 do nawet 700km,srednia oscyluje w okolicach 500:) kazdego dnia wyjezdzalismy rano,najwczesniej wyjechalismy 0 6.30,najpozniej o 8.Powroty były zazwyczaj miedzu 17 a 18. Spalilismy w cholere paliwa:) najtansze było w Gruzji-po okolo 3.50zł,w Turcji ok.4.50,Bułgarii 6zł,Rumuni 5.50zl. Wszystkie noclegi były dosc tanie,kosztowaly okolo 30-50zł za osobe za nocleg,nie rzadko w bardzo dobrych warunkach.raz spaliśmy w namiocie,bylo to pod szczytem kazbeka w Gruzji:) Naszym głownym celem byla Gruzja i na niej najbardziej nam zależalo,mozemy stwierdzic jednak ze delikatnie rozczarowała-Droga wojenna i sam kosciółek na szcycie to bajka-jedna z najpiekniejszych tras jakimi jechalismy,jednak to jedna trasa widokowa,majaca okolo 70km,reszta Gruzji juz takich widoków oszałamiajacych nie miała,drogi byly sredniej jakosci,miejscami złe lub wogole ich brak jak to bylo na poliudniu Gruzji gdzie jechalismy 40-50km droga polna:) Miała byc krajem tranzytowym-a stała sie cudownym krajem-Turcja-to była nasza wisienka na torcie.Suoer drogi,piekne widoki,mili ludzie,nuta orientalizmu,inna kultura-to wszystko sprawiło ze o Turcji mozemy mowic w samych superlatywach:) Co do sprzetu jakim sie przemieszczalismy..hm..wszystkie chodziły jak brzytew,oprocz mojego Gsa który mial swoje bolaczki od momentu malej wywrotki na Ukrainie,jednak wciaż chodzi i mam nadzieje ze dojedzie do domu tak jak przyjechal. Poza tym nie mielismy wiekszych problemów,jazda nie sprawiała nam trudnosci,jezdzimy gownie na google maps,probowalismy na stacjonarnej nawigacji Igo ale nie dawała rady:) Koszty-koszty nie sa podliczone ale mniej wiecej jesli ktos chcialbym podobny wyjazd zaplanowac to musi sie liczyc z kosztami rzedu 3500-4000zl.Gro kosztów to paliwo i noclegi.Mozna troche przyciac kosztu spaniem w namiocie ale nie beda to duze cyfry:) Plany na przyszlosc? wiadomo ze w głowie cos siedzi ale na razie trzeba wrocic bezpiecznie i chwile odpoczac od motocyklowego siedzenia:) wiecej zdjec na tej stronie bedzie dodanych w niedlugiej przyszlosci:)